Loki
obojętnym wzrokiem przyglądał się Starkowi, który próbował
otworzyć drzwi windy własnymi rękoma. W końcu oddalił się od
ich jak najbardziej mógł i rozpędził się. Uderzył z całej
siły, winda zatrzęsła się, ruszyła w dół o parę centymetrów,
a światło całkiem zgasło.
-
Tony, to nic nie...
-
Tak, wiem – przerwał Natashy. - W żaden sposób nie polepszyłem
naszej sytuacji, ale zawsze trzeba spróbować wszystkich opcji.
- Już
spróbowałeś.
- W
takim wypadku trzeba przejść do fazy drugiej.
- A
czym jest ta twoja faza druga? - zapytała zaniepokojonym głosem
obawiając się, że znów wpadnie na jakiś głupi pomysł i tym
razem winda spadnie całkiem.
-
Panika – uśmiechnął się i oparł o ścianę. - Ewentualnie
spokojnie poczekać na pomoc.
Cała
trójka spojrzała po sobie, a Natasha i Loki westchnęli głośno.
Mogli w każdym momencie spaść z dwudziestego piętra, a jedynym
źródłem światła był reaktor Starka.
- Co
w ogóle się stało? - Romanoff zapytała Tony' ego.
-
TARCZA nie zapłaciła za prąd? - zapytał ironicznie, za co został
skarcony przez agentkę wzrokiem. - Skąd u ciebie taka
niecierpliwość? Na pewno zaraz to naprawią.
- Po
prostu... - Natasha zerknęła krótko w stronę Lokiego, co nie
umknęło jego uwadze. - Chcę wracać do domu.
-
Czujesz się w moim towarzystwie niekomfortowo, agentko Romanoff? -
zapytał bóg uśmiechając się szarmancko i odwracając w jej
stronę.
- A
czy ty czułbyś się komfortowo w jednym pomieszczeniu z kimś kto
cię przejrzał i groził śmiercią?
-
Szybko się przyzwyczajam.
- Co?
Czekaj... Z czym cię przejrzał? - Tony wyprostował się i pochylił
w jej stronę.
- Nie
ważne – mruknęła opryskliwie jego stronę. - To było dawno.
-
Choć wciąż jestem ciekaw czy udało ci się wymazać całą
czerwień z twojej księgi – uśmiech Lokiego jeszcze bardziej
poszerzył się, gdy minimalnie zbliżył się do niej. Nie ukrywał,
że bawiło go jej zmieszanie. Samo zawstydzanie ludzi i wprawianie
ich w zakłopotanie sprawiało mu niemałą satysfakcję.
Nagle
winda znowu spadła i otarła się o szyb wydając przy tym
przeraźliwe skrzypienie.
Tony
wyciągnął otwartą dłoń w ich stronę robiąc krok na przód.
Winda ponownie zjechała.
-
Wygląda na to, że im częściej skaczemy tym bardziej ją
obciążamy. Nikt się nie rusza.
-
Bardzo odkrywcze Stark – rzekł z sarkazmem Loki krzyżując ręce
na piersi.
Mężczyzna
już szykował się by odpowiedzieć mu również zgryźliwym
komentarzem, lecz Natasha od razu wlepiła w niego swój ostrzegawczy
wzrok.
-
Kłótnia to ostatnie czego nam teraz potrzeba. Możecie poczekać do
momentu, aż nas ktoś stąd wydostanie?
Loki
skinął głową w jej stronę kłaniając się lekko, rzucając
ciche „oczywiście”, a Tony wsadził ręce do kieszeni.
-
Jednego nie rozumiem – zaczął Stark. - Przybyłeś na Ziemię,
aby ją zniszczyć lub nią zawładnąć...
-
Przybyłem, aby dać wam władcę, który oświeciłby was i uwolnił
od zakłamania – Loki przerwał mu poważnym tonem.
- Czy
tam inne szaleństwo, nieważne. Chodzi mi o to jak możesz teraz
pomagać TARCZY? Albo masz nierówno pod sufitem, albo znów coś
knujesz.
-
Ewentualnie podlegam karze.
- I
tak po prostu się jej poddałeś?
Loki
już się na to nie odezwał ani nawet nie silił się na odpowiedź.
Jego usta złączyły się w wąską kreskę, a brwi zmarszczyły.
Delikatnie i powoli oparł się o ścianę, tak by nie ruszyć windy,
i zaczął wpatrywać się w drugi koniec podłogi. Jego dłonie
zaczęły zaciskać się w pięści, tak mocno, że można było
wyraźnie zobaczyć jego kostki. Nerwowo połknął ślinę pogrążony
we własnych myślach.
- A,
rozumiem. Dotknąłem czułego miejsca?
Loki
podniósł na niego swój wzrok. Jego oczy pociemniały, a usta
jeszcze bardziej zacisnęły. Tony widząc jego wyraz twarzy chciał
się cofnąć, lecz w porę przypomniał sobie by nie obciążać
windy.
- A
co miałem zrobić? Mój los jest przesądzony – powiedział cichym
i głębokim głosem.
Natasha
przyjrzała mu się uważnie. Nie takiego go zapamiętała. Wydawał
się pusty, całkowicie wyprany z uczuć i emocji. Był jak lalka.
Najwidoczniej to nie ludzie, lecz on najbardziej ucierpiał podczas
swojego napadu na Ziemię. Był wrakiem.
Niespodziewanie
winda zatrzęsła się. Tym razem nie spadła, ale sprawiała
wrażenie pociągniętej w dół. Nim zdążyli się zastanowić co
się dzieje, wielka, zielona ręka wyrwała drzwi. I choć wciąż
było dość ciemno to dostrzegli uśmiechniętą twarz Hulka i,
jakże drobną, sylwetkę Sigyn.
-
Tworzylibyście uroczą parę... Kimkolwiek Ty jesteś – powiedział
Stark, a kończąc wskazał na młodą dziewczynę. - W sensie, że
bardzo się dopełniacie, zwłaszcza fizycznie.
Rzeczywiście,
każdy mógł poczuć się niewielki przy Hulku, lecz Sigyn była
dosłownie mała. Wyglądali przekomicznie, on potężny, a ona ze
swoim metrem pięćdziesiąt pięć wzrostu.
Stark
wyskoczył z windy, zaraz po nim Natasha i Loki, a gdy wszyscy
bezpiecznie znaleźli się na stabilnym gruncie, Hulk puścił windę,
która natychmiast poszybowała w dół i rozbiła się z hukiem.
- Co
tu robisz? - zapytał Loki przybliżając się do Sigyn.
-
Thor mnie tu przyprowadził, abym pomogła mu was szukać. Martwił
się, że długo nie wracacie. Clint i Steve też was szukają.
- Jak
miło... - westchnął bóg, teatralnie wywracając oczami. - Wracamy
do domu.
Sigyn
natychmiast podbiegła do Lokiego, który już udał się w stronę
wyjścia. Odwróciła się jeszcze i uśmiechając się szeroko
pomachała energicznie w ich stronę. Natasha i Tony nieśmiało
odwzajemnili gest, a Hulk zrobił to z wielkim zamiłowaniem.
- Kto
to był do cholery? - Stark zdezorientowany zwrócił się ku nim,
gdy Loki i Sigyn już opuścili pomieszczenie.
-
Miła pani. Zajmuje się Lokim. Chyba terapeutka – odpowiedział
Hulk w swój charakterystyczny sposób.
- A
więc miałem rację. Jest szurnięty.