Loki stał już od dłuższego czasu
przy oknie, przyglądając się ludziom jak zwykle bez cienia zainteresowania,
kiedy Sigyn weszła do mieszkania. Spodziewał się, że wybuchnie ze złości i
zacznie rzucać w niego przekleństwami. Ona tylko westchnęła ze zrezygnowaniem,
a Loki dostrzegł po jej wyglądzie, że była zmęczona niczym stary człowiek
życiem.
Wyprostowany obrócił się na
pięcie, powoli i ostrożnie jakby nie chciał zmiąć garnituru, choć tak naprawdę
starał się nie wykonać zbyt gwałtownego ruchu, gdyż obawiał się, że mógłby
tylko niepotrzebnie poirytować Sigyn, której już sama jego obecność nie
odpowiadała.
- Czym zasłużyłam sobie tę
wizytę? – Jej głos był cichy i złamany. Zupełnie inny niż go zapamiętał.
Wtedy po raz pierwszy spojrzała
mu prosto w oczy, jednak sposób w jaki to zrobiła wcale mu się nie podobał. Nie
było w tym wzroku cienia emocji - tęsknoty, poirytowania, złości, a nawet
nienawiści. Przed nim nie stała ta sama Sigyn co kiedyś. Ta Sigyn była obca,
martwa, a na myśl przywodziła mu Helheim, jakby sama jego córka Hela, odebrała
jej duszę.
- Sigyn – westchnął cicho robiąc
kilka kroków w jej stronę.
On starał się by nie wyrzuciła go
za drzwi, a ona uważała, że to jego kolejne przedstawienie, w którym woła o
litość i sympatię.
- Dlaczego? – zapytał i pokręcił
głową próbując wskazać na jej wygląd i postawę. Kobieta wzruszyła ramionami i
oddaliła się od niego nie spuszczając z niego oczu, jakby chcąc sprawić by
poczuł się winny temu, kim się stała.
- Bo ktoś mnie oszukał… Kłamał
przez lata. Ktoś, przez kogo straciłam to, co było mi bliskie.
- Jeśli chodzi ci o moją matkę… -
głos Lokiego podniósł się, a jego ton zabrzmiał niżej niż zwykle. Nienawidził,
gdy ktoś obarczał go za jej śmierć. Zwłaszcza, że ten ktoś mógł mieć rację.
-
Już nie chodzi tylko Friggę. Nie tylko o Odyna, o Thora. Czy o Asgard.
Nie odezwał się. Jeśli chciała go
oskarżyć o cokolwiek, jeżeli tego właśnie potrzebowała, to niech da upust swoim
emocjom. Loki może i nie miał serca czy duszy, ale wiedział kiedy coś się komuś
należało. Sigyn należał się policzek dla Lokiego. Dziesięć policzków. Sto. Ile
tylko zapragnęła, żeby spłacić dług, który zaciągnął przez te dwa lata.
- Nigdy, w całym swoim życiu
nienawidziłam nikogo tak jak ciebie. Nie mogę znieść twojego widoku. Nie mogę
znieść tego, że mój świat podlega Asgardowi, którym rządzisz. Twój język nie
jest srebrny, jest trujący, i mam nadzieję, że ta trucizna, na której tak
polegasz kiedyś zrani cię tak, jak ty ranisz swoimi słowami. Mam nadzieję, że
będzie cię palić gorzej niż piekielny ogień.
A on wiedział, że będzie. Że
każde jej słowo jak zwykle jest prawdą, że jak zwykle ma rację i nawet po Rangaröku
będzie cierpiał za swoje grzechy, tak jak i jego potomni.
Wyciągnął kopertę zza marynarki i
podał jej powoli. Sigyn niechętnie, ale odebrała ją i delikatnie oderwała
pieczęć generała, któremu służył Theoric.
Cztery miesiące bez żadnej wieści
od niego. Tyle listów, które wysłała, a które wróciły z powrotem. I w końcu
odpowiedź od samego generała. Ani trochę jej się to nie podobało. Najgorsze
było to, że Loki nie miał powodu, by osobiście przynosić jej ten list, pod
warunkiem, że nie uwzględniałby porażki Theorica.
Czytała list szybko. Nawet nie w
całości. Szukała najważniejszych informacji, póki nie znalazła tego jednego
wyrazu, w tym jednym, krótkim zdaniu, które sprawiło, że nogi ugięły się pod
nią do tego stopnia, aż Loki wyciągnął rękę, gdyby miała upaść. Dzięki temu
jednak wzięła się w garść i wyprostowała się. Dotyk Lokiego nie był nawet
ostatnią rzeczą, którą potrzebowała.
- Sigyn – powiedział, tak samo
jak na początku, gdy weszła do mieszkania – przykro mi.
- Wcale, że nie – odpowiedziała
cicho, składając list i chowając go do koperty.
Była świadoma łez spływających po
jej policzkach, jednak wyraz jej twarzy jakoś do nich nie pasował, a ona sama
nie starła ich nawet rękawem swetra.
Sigyn usiadła na kanapie
obserwując cień firanek poruszający się po podłodze. Zamknęła się w sobie wraz
ze swoimi myślami, zupełnie zapominając o obecności innej osoby w mieszkaniu.
- Niestety w związku z tym, że
nie byłaś jego żoną, wszystkie pieniądze i wszelki majątek zostanie przekazany
jego rodzinie. Jednak królestwo pragnie ufundować ci zadośćuczynienie, za…
stratę. Oczywiście, jako że jesteś młoda i bezdzietna, a teraz i też nikomu
nieprzeznaczona twoja matka chciałaby również abyś natychmiast powróciła do
Wanaheimu, gdzie pozwoli ci oddać się, na określony przez siebie okres czasu,
żałobie.
Sigyn podniosła głowę i szepnęła
tylko by się zamknął, jednak Loki jak zwykle musiał dokończyć.
- Uważa, że nieprzeznaczona
nikomu kobieta taka jak ty, nie powinna mieszkać sama z dość oczywistych
powodów. Ja natomiast uważam, że jej łoże zbyt długo było zimne, dlatego musi
się do wszystkiego wtrącać.
Kobieta uśmiechnęła się
delikatnie na kilka sekund, po czym z powrotem zwróciła wzrok na podłogę.
- Matki zawsze się wtrącają.
Loki usiadł a tej samej kanapie,
na jej drugim końcu, gdyby Sigyn wpadła na świetny pomysł uduszenia go własnymi
rękoma. Przez te dwa lata nauczył się, że mimo iż była delikatna i spokojna,
była też po matce pewnie jedną z najgroźniejszych kobiet w Wanaheimie.
- Chcesz tu zostać?
- Naprawdę cię to obchodzi?
Mężczyzna wzruszył ramionami i
uśmiechnął się, myśląc, że atmosfera w pomieszczeniu choć trochę się polepszy.
- Jestem ciekaw.
Sigyn przetarła twarz dłońmi,
żeby później ją w nie schować. Na początku wyglądała, jakby zrobiło się jej
słabo, jednak po chwili można było usłyszeć ciche jęki i pomruki płaczu.
- Wszystko było w porządku póki
ty się nie zjawiłeś.
- Sigyn…
- Niczym nie zasłużyłam sobie na
to co mnie spotkało. To twoja wina. Wszędzie gnie nie pójdziesz siejesz
zniszczenie, zło i cierpienie. Lubisz to, prawda? Sprawować władzę nad czyimś
losem, a na końcu wymieszać go z błotem. Sprawia, że czujesz się jak Bóg. Ale
ty nie jesteś Bogiem. Nie jesteś nawet pół-bogiem. Potwór – oto czym jesteś. A
teraz wyjdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Loki wstał i wykonał kilka kroków
w jej stronę. Lecz Sigyn była szybsza i popędziła do drzwi wyjściowych, aby je
dla niego otworzyć. On podszedł do niej, nim zdążyła nawet chwycić za klamkę i
położywszy dłoń z tyłu jej głowy oraz wplątawszy palce w jej włosy, stanął
przed nią i zbliżył do siebie.
- Bez względu na to czym jestem –
jestem również władcą. Wszystko co o mnie wcześniej powiedziałaś, wszystkie
przekleństwa, którymi mnie obrzuciłaś, mogłaś to zrobić tylko dlatego, że ja na
to pozwoliłem. Ale gdybym zapragnął, mógłbym na miejscu oderwać ci język za
plugawienie wobec króla. Będę przychodził i odchodził kiedy tego zapragnę.
Możesz mnie zwyzywać, ale nie nazywaj mnie potworem. Pod żadnym pozorem mnie
tak nie nazywaj, bo przysięgam na bogów, będę musiał zrobić z tym coś
nieprzyjemnego, a nie chcę tego Sigyn, nie z tobą.
- Czego więc ode mnie chcesz? Bo
chyba nie wybrałeś się tylko po to, by dostarczyć mi list.
- Przecież wiesz. I ja wiem czego
chcesz, bo, przykro mi to stwierdzić, tak jak potrafisz dostrzec prawdę, tak
samo nie potrafisz kłamać.
- Ty za to kłamiesz bez przerwy i
nie potrafisz mówić prawdy, więc potrzebujesz kogoś, aby robił to za ciebie.
- I świetnie sobie z tym radzisz.
Sigyn przełknęła ślinę. Chciała
się cofnąć, jednak jego ręka dalej tkwiła w twardym ścisku na jej głowie.
- Cóż. Thor na pewno byłby
szczęśliwy, gdyby się o tym dowiedział.
- Jednak się nie dowie. Nie
powiesz mu Sigyn, prawda? Nie stać cię na to. Co jak nie uwierzy? Co jak
uwierzy i będzie zły, że powiedziałaś mu to tak późno? Jak się wytłumaczysz? Nie powiedziałam ci, bo Loki ładnie poprosił.
Nie? Przecież nie potrafisz kłamać. Powiedz mi, jak masz zamiar mu powiedzieć,
że jego najdroższy brat żyje, a ty go o tym nie powiadomiłaś „bo…”?
Ona jednak nie odezwała się, lecz
odwróciła wzrok. Czuła się skompromitowana, wykorzystana i wyeksponowana. Co z
tego, że potrafiła czytać z Lokiego jak z otwartej księgi, gdy on też potrafił
i przy tym dobrze kłamał?
Wtedy też zdała sobie sprawę,
dlaczego tu przyszedł – by patrzeć jak upada, więc tym razem dług będzie
należał do niej i to ona będzie musiała mu zapłacić, by ją uwolnił ze swojej
siatki kłamstw i podstępów. Lecz Loki nigdy nie przestaje oszukiwać.
- Jak? – zapytał ponownie. Tym
razem spokojniej, sygnalizując jej, że ma czas do namysłu.
Sigyn wzięła kilka wdechów.
- Powiedziałabym, że jego
najdroższy brat mnie zmanipulował, że miałam nadzieję, że jeszcze się zmieni –
mówiła coraz ciszej. Ból i rozpatrz po stracie Theorica, które jeszcze nie
zniknęły, szarpały od wewnątrz jej ciałem i łamały głos.
- Że zdecydowałam się powiedzieć
mu prawdę, bo mężczyzna, którego kochałam…
Przerwała na moment, próbując uspokoić
się, ale bez skutku.
- Nie żyje? – zapytał Loki, na co
Sigyn odpowiedziała mu kręcąc przecząco głową.
- Więc co stało się, z mężczyzną,
którego tak mocno kochałaś?
- Zabił mojego narzeczonego.