Poniższy tekst odwołuje się do wydarzeń z Thor: The Dark World.
Sigyn nerwowo chodziła w kółko
po salonie. Jej suknia była jasna, z pięknymi i szczegółowymi zdobieniami. Lecz
straciła swój wdzięk i blask będąc pomiętą i z całym dołem ubrudzonym z ziemi i
kurzu. Włosy dziewczyny były całkiem potargane, więc tylko niestarannie spięła
je w kok. Wyglądała tak od pogrzebu Friggi, którą kochała zaraz po swych
rodzicach i siostrach. Bez niej była zagubiona w tym złotym pałacu, labiryncie
budynków i ludzi. Nie znała swych celów, nie widziała też sensu, aby miała
zostać w Asgardzie. Już dawno powinna powróć do Wanaheimu, do matki i tam jej
służyć. Dlaczego została? Bo chyba tylko Thor może teraz pojąć jej ból i
smutek.
Dzisiejszego ranka zawitał do
niej posłaniec z wiadomością, że przyszły król Asgardu powrócił i będzie chciał
się z nią widzieć. Natychmiast powędrowała do wyznaczonego miejsca, znacznie
wcześniej niż powinna, lecz stres nie pozwalał jej się skupić na niczym innym.
Thor w końcu wszedł do
komnaty. Jego rany i zadrapania były opatrzone, a szaty zmienione na nowe.
Sigyn bez słowa podbiegła do niego rzucając mu się na szyję. Powinna wcześniej
poprosić go o zgodę, lecz tak bardzo za nim tęskniła oraz martwiła się, żeby
wrócił cały, że radość za bardzo ją przepełniała. Gdy go puściła, nie zobaczyła
jednak radości na jego twarzy. Jedynie uśmiech na znak, że również cieszy się z
tego spotkania.
- Coś się stało? – zapytała
Sigyn niepewnie. Jej dłonie zaczęły się trząść, więc Thor natychmiast je
pochwycił i przyciągnął do siebie.
- Wszystko się udało. Dziewięć
światów zostało ocalonych. Nie zostanę wygnany ani ukarany i jutro wracam na
Midgard, do Jane. Postanowiłem, że nie obejmę tronu. Możesz iść ze mną bądź
zostać tutaj, w zależności, co ustaliłaś z Lady Freją i Theoric’ iem W każdym
razie, również jesteś wolna. Nie masz już komu służyć.
- Nie masz pojęcia jak mnie to
martwi… - Sigyn wyciągnęła dłonie z jego delikatnego uścisku i spuściła ręce. Jej
oczy zaszkliły się na myśl, że nie ma tu, ani na Midgardzie, dla niej miejsca.
Zostało jej jedynie wrócenie do matki i ślub z ukochanym. Ale na żadną z tych
rzeczy nie miała ochoty, bo czyż nie jest to ucieczka od problemów? Że
odcinając się całkiem od jakiegoś miejsca, można zapomnieć o wszystkim, co było
z nim związane?
Co prawda Thor nie zamierzał
zostać w Asgardzie, ale jego istnienie ma sens – nie ważne czy tu, czy gdzieś
indziej. On zawsze znajdzie sobie zadanie, do którego będzie wiedział jak dążyć.
Nie to, co ona. Dama z Wanaheimu, przyszła żona i matka i nic więcej.
Straciła jakiekolwiek chęci do
czegokolwiek. Potrzebowała odpoczynku, jednak z bliskim, nie sama odcięta od
wszystkiego co znała, a co przynosiło jej ból.
- Pójdę z tobą. Oczywiście
jeśli to nie będzie dla ciebie zbyt wielki balast… Mówiłeś, że Jane teraz nie
mieszka w Nowym Meksyku. Wróci tam? Trzeba coś z robić z tamtym mieszkaniem...
Nie jej. Wiesz, które mam na myśli.
Miała jeszcze coś powiedzieć,
ale nagle język ugrzęzł jej w gardle. Jego oczy wypełniły się łzami i nawet nie
próbował walczyć z tym, aby zaczęły spływać niewielkimi strumieniami po jego twarzy.
Nie wspomniała o Friddze. Umówili się, że nie będą o tym rozmawiać, póki sami
nie przejdą tej cichej żałoby, a jak tylko ich emocje uspokoją się, to siądą
razem i dadzą upust wszystkim, co roznosiło ich przez ten cały czas od środka.
- Co zadecydował Odyn w
sprawie Lokiego? – zapytała po długiej chwili ciszy odwracając wzrok, a jej
twarz przybrała zmęczonego wyrazu. – Ma zostać w więzieniu, tak? Już na zawsze?
Bez możliwości jakichkolwiek widzeń? Thor, co zadecydował Wszechojciec? Thor?!
Ale on tylko pokręcił głową.
Pociągnął nosem. Uwolnił więcej łez. Odwrócił wzrok i z całej powstrzymywał
się, aby nie powiedzieć jej prawdy. Ale musiał. Powinna wiedzieć. Tyle czasu
kazano jej przy nim tkwić. Nauczyła się z nim żyć, aż w końcu żyła tak, aby się
do niego dopasować. Przyzwyczaiła się do niego. Nawet jeśli nic dla niej nie
znaczył, a ona nic nie znaczyła dla niego, nie można nagle funkcjonować, jakby
ktoś nigdy nie istniał. Sigyn będzie musiała. A jego serce łamało się za każdym
razem, gdy o tym pomyślał.
- Wracamy sami… - wyrzucił w
końcu z siebie, ledwo słyszalnie, w drugą stronę.
Thor odwróci się do niej
plecami i podszedł do drzwi. Otworzył je, a od razu uderzył ich odgłos
stanowczego marszu. Oboje wyjrzeli na zewnątrz i dostrzegli żołnierzy niosących
na noszach ciało, przykryte ciemnozielonym materiałem. Wystawały z niego tylko
czubki butów i ciemne, długie włosy.
- Stójcie! – krzyknęła Sigyn i
rzuciła się do biegu, nim Thor zdążył chwycić ją w pasie, aby się nie wyrwała.
Żołnierze popatrzyli na siebie
zdziwionym wzrokiem, lecz zatrzymali się obserwując dziewczynę biegnącą w ich
stronę, a zaraz za nią księcia Asgardu.
Sigyn zatrzymała się
gwałtownie przed noszami, a do nich podeszła już powoli. Niepewnie wyciągnęła
rękę i wsadziła ją pod materiał. Chwyciła za dłoń zmarłego wysuwając ją
delikatnie, aby móc ją zobaczyć. Kiedy złote naramienniki mignęły jej przed
oczami natychmiast cofnęła się uderzając o tors Thora, który ponownie próbował
ją przytrzymać.
Sam nie wiedział czego się
spodziewać. Na początku sądził, że śmierć jego brata co najwyżej ją zszokuje,
może bardziej dobije, biorąc pod uwagę również śmierć Friggi. Teraz spodziewał
się wybuchu płaczu, lamentów, krzyków. Ale ona tylko stanowczo rozkazała im
postawić tu ciało.
Na początku nie chcieli wypełnić
rozkazu. W końcu nie mieli ku temu podstaw. Zadziałał na nich dopiero Thor,
który wolał, aby ta scena nigdy nie miała miejsca. Jednak stało się, jeśli
Sigyn chciała pożegnać się z Lokim, to miała do tego prawo.
Żołnierze posłusznie postawili
nosze na podłodze, choć niezbyt ostrożnie. Potem, pod groźnym wzrokiem
gromowładnego, odeszli w głąb korytarza.
Sigyn powoli usiadła obok
ciała. Wiedziała czego ma się spodziewać, ale wiedziała też, że nie była na to
gotowa. Kto wie jednak, co Odyn zamierza zrobić z ciałem? Nie wybaczyłaby
sobie, że nie mogła mieć swojego momentu z Lokim przed pochówkiem. Delikatnie,
drżącymi dłońmi chwyciła za ciemny materiał i odsłoniła jego twarz. Taką
spokojną, taką delikatną i zimną. Zaczesała jego włosy do tyłu, zupełnie jak
matka poprawia włosy swojemu dziecku. Obtarła jego twarz z brudu swoim rękawem.
Wyprostowała kołnierz.
Chciała, aby wyglądał tak
jakby spał. Nie raz widziała go śpiącego, mogłaby zacząć się oszukiwać. Bądź wmawiać
sobie, że umarł spokojną śmiercią.
Wyglądał jednak na martwego. Bo był martwy, głupia. Był blady jak
trup, nieruchomy jak trup, był zimny jak trup.
Trup.
Trup.
Trup.
Chciała całego go odsłonić,
lecz zatrzymała się, gdy zobaczyła jego przedziurawione i zakrwawione szaty.
Nerwowo zaczęła rozpinać jego kamizelkę, podwinęła do góry jego koszulę.
Wielka, czerwona dziura. Mogłaby wsadzić w nią całą swoją dłoń.
- Może nie jest martwy –
szepnęła, czując jak robi się coraz gorętsza, choć uderzało ją zimno ciała
Lokiego. Jakże można być tak okropnie zimnym? Zimniejszym niż sam Jotunheim…
Dotknęła jego szyi, lecz nie
wyczuła pulsu. Spróbowała raz jeszcze – nic.
Robiło jej się coraz słabiej,
lecz nie przestawała poprawiać jego ubrań, włosów, ułożenia ciała. Ciągle jej
coś nie pasowało.
Jej siostra raz straciła
dziecko. Było niemowlęciem, gdy zachorowało. Od tamtego momentu siostra ciągle
koło niego chodziła – sprawdzała temperaturę, czy jest mu wystarczająco ciepło,
czy nie jest głodny. Poprawiała jego ubrania i koce, w które był owinięty,
jakby bała się, że szybciej umrze, jeśli się przeziębi. A na pogrzebie ciągle
przeciągała puszczenie łódki na wodę, pod pretekstem, że może jeszcze nie jest
ten moment, że źle wygląda, że czegoś zapomniała mu dać na drogę, choć niczego
nie potrzebował.
Sigyn zachowywała się teraz
tak samo.
- Każ komuś przynieść ciepłej
zupy…
- Sigyn…
- KAŻ IM JĄ PRZYNIEŚĆ – wybuchła
w końcu, podtrzymując głowę Lokiego.
Thor jednak nie ruszył się z
miejsca, bo tak się złożyło, że wiedział bardzo dobrze o jednej z sióstr Sigyn
i jej dziecku. Było o niej głośno, bo każdy był w szoku, do jakiego stopnia
kobieta może kochać swoje dziecko i jak ta miłość, która zawsze ją wzmacniała,
nagle zaczęła ją niszczyć i wpędzać w szaleństwo.
A Sigyn robiło się coraz
słabiej i słabiej. Mimo to dała radę oderwać kawałek swojej sukni i zacząć
wycierać nią brudne szaty Lokiego.
Obudź się.
Obudź się idioto, to nie czas
na twoje sztuczki.
Dupek. Ile razy już umierałeś?
Cholerny sukinsyn, policzę się
z tobą na Midgardzie.
Powiem wszystko Angerbodzie.
Ona już coś sobie wymyśli, aby mieć pretekst, by wściec się na ciebie.
Dlaczego to robisz?
Dlaczego mi to robisz?
Loki!?
LOKI!
Thor patrzył jak ręce
dziewczyny nagle zatrzymują się, a ona powoli pada twarzą w jeszcze świeżą
plamę krwi na kamizelce Lokiego. Natychmiast pobiegł w stronę lecznicy, wołając
o pomoc.
Lecz Sigyn wciąż była
przytomna, jednak osłabienie, cierpienie i żal przejęło już nie tylko jej
umysł, lecz również ciało. Jękami bólu reagowała na każde dotkniecie służki,
która akurat tamtędy przechodziła i chciała jej pomóc. A gdy medycy w końcu
zabierali ją na obserwację, kurczowo przytrzymywała się zielonej szaty, aby
żołnierze nie mogli z powrotem przykryć ciała Lokiego. Ostatecznie Thor musiał
pozwolić jej wciąć materiał ze sobą. W drodze Sigyn sama przykryła się
materiałem niczym kocem. I choć dzięki temu wyciszyła się i nie słychać było
nawet jej łez, to w środku niej panował chaos. Widać Loki nawet po śmierci
potrafił go wywołać.
Hej, w końcu przeczytałam całą powyższą część opowiadania. Wcześniej czytałam jedynie fragment na telefonie. Nie było zbyt wygodnie, dlatego też komentowanie zostawiłam sobie na później, na wolniejszy moment, w którym będę mogła przysiąść i napisać coś dłużej.
OdpowiedzUsuńPytałaś się mnie, czy oglądałam już film - tak, byłam na maratonie 8.11 :) Niestety wycięto z TTDW wiele fragmentów, na które bardzo czekałam...
Ogólnie część ta nie była dla mnie jakimś wielkim zaskoczeniem, chociaż przyznam, że kilku scen się nie spodziewałam. Cieszę się, że w Twoim opowiadaniu Thor zabrał ze sobą „ciało” Lokiego do Asgardu, a nie zostawił gdzieś w Svartalheim na ziemi, tak jak to zrobił w filmie.
Przypadł mi do gustu fragment, w którym Sygin położyła twarz na zakrwawionej piersi naszego Boga Kłamstw. Lubię takie momenty - czasem są to pojedyncze zdania, czasem dłuższe urywki.
Ogólnie tekst czyta się szybko, przyjemnie. Emocje Sygin oddałaś ładnie, prosto - od razu wiadomo co czuje. Płaczący Thor - to nieco mi się nie zgadza z jego postacią, same łzy w oczach bardziej by pasowały, ale może być, nie wadzi to jakoś bardzo :)
Tak ze strony stylistycznej:
„Odwrócił wzrok i z całej powstrzymywał się, aby nie powiedzieć jej prawdy.” – tutaj tylko zwrócę uwagę, że zjadło Ci się słowo. Musisz zwiększyć ilość paluszków surimi leżących obok Ciebie podczas pisania! :)
To powiększanie czcionki przy słowie „trup” wydaje się być niepotrzebne. Wystarczyłby sam fragment poprzedzający ten zabieg.
+ w kilku miejscach zdarzyły się powtórzenia (nie mówię o tych celowych)
Dodam jeszcze, że bardzo cieszy mnie zwiększona aktywność na Twoim blogu :) Widzę, że coraz więcej osób się udziela, bardzo dobrze, dają Ci w końcu pole do popisu :)
Czekająca na kolejny rozdział,
Kinnisidee 3:}
Dziękuję! W ogóle nie zauważyłam tych błędów, ale to podobno normalne i obca osoba szybciej je zauważy. Przejrzę tekst raz jeszcze i zobaczę co mogę ewentualnie poprawić.
UsuńCo do płaczącego Thora... Nie wiem czy tylko ja tak uważam, ale zawsze wkurza mnie fakt, że Thor jest przedstawiany jako taki twardziel. W filmie wyjątkowo szybko pozbierał się po śmierci Lokiego (nie pierwszy raz, w 1. części Thora też nie wyglądał na przejętego). Sigyn nie jest kimś, kto mógłby zaważyć na jego prestiżu, że użyję takiego słowa, bo innego zapomniałam i za nic nie mogę sobie przypomnieć, kimś, kogo nie obchodzi jak Thor będzie postrzegany. Opłakiwanie Lokiego publicznie mogłoby dla Thora nieciekawie się skończyć. Sigyn natomiast nie ma powodu, aby go upokorzyć i rozumie to co czuje, więc mógł się przed nią otworzyć. Mam nadzieję, że wiesz już, o co chodziło mi z tym płaczem - to bardziej ludzkie. :)
Jestem niezwykle przejęta, że ogółem tekst ci się podoba. Piszę je raczej, żeby przyjemnie się je czytało, nie zależy mi na duchowych doznaniach. Chodzi o same postacie.
Coraz więcej ludzi się udziela, a ja się zastanawiam, czy dam radę jak dojdzie jeszcze z 10 osób. ;) (przyznam, że nie liczyłam nawet na tylu pytających, ilu mam teraz). Ale fakt, że się przejmują, są ciekawi i podoba im się blog jakoś dodaje mi sił i chęci.
Dziękuję ponownie i ciepło pozdrawiam,
Kolejny Człowiek.